Po
śmierci Filipa II Macedońskiego władza przeszła w ręce jego syna Aleksandra. Greckie
państwa – miasta uznały, że to stosowny moment by zrzucić jarzmo Macedończyków - zawsze uważali ich za barbarzyńców. Teby zbuntowały się przeciwko młodemu królowi i
to był ich śmiertelny błąd. Aleksander ruszył na miasto chronione przez mury grube na 2,5
metra, nikt dotąd nie potrafił ich skruszyć. W IV w. p.n.e. oblężenie polegało
na obrzucaniu się kamieniami przy pomocy katapult. Aleksander sięgnął po nowy
wynalazek - balistę, wyrzucała kamienne kule na odległość 100 m. Dzięki temu jej
załoga była poza zasięgiem Tebańskich katapult. Nowa broń pozwoliła mu skruszyć
mury, odtąd już żadne miasto nie było bezpieczne za kamiennymi murami. Gdy mur
runął, potężne niegdyś miasto zostało doszczętnie zniszczone.
Ponad 6 000
mieszkańców Teb zginęło, Tebańczyków nie karał tylko mordował. Wszystkie
greckie miasta dostały sygnał; bunt oznaczał zagładę – to działało. 30 000
ocalałych z rzezi, głównie kobiet i dzieci sprzedano jako niewolników.
Aleksander skutecznie zastraszył Greków, nigdy więcej nie wystąpili przeciwko
niemu. Teraz był gotowy do podboju reszty świata.
Chciał przyćmić militarne
sukcesy ojca i planował atak na potężne państwo perskie. Punktem startu inwazji
była Troja, miejsce legendarnej wojny opisanej przez Homera. Dla Aleksandra
była to pielgrzymka, wychował się na mitach o wyczynach herosów, zwłaszcza
supermena Achillesa. Marzył o tym żeby być drugim Achillesem. Matka Achillesa
dała mu wybór „ Możesz umrzeć stary i zapomniany lub młody okryty nieśmiertelną
sławą”. Płynąc do Troi Aleksander też wybrał to drugie, wierzył że jest drugim
Achillesem, nadczłowiekiem.
Persja była odwiecznym wrogiem Greków, Aleksander
podjął ambitny plan ojca najazdu na Persję pod pretekstem ukarania jej za
spalenie greckich świątyń podczas wojen perskich. Trudno uwierzyć że chciał się
mścić za coś co miało miejsce 100 lat wcześniej – to była tylko wymówka. Tak
czy owak wylądował w Azji Mniejszej i zmierzył się z armią Perską nad rzeką
Granik. Odniósł pierwsze z wielu podobnych zwycięstw, otoczył 3000 wrogów i
wszystkich wyciął w pień – to była krwawa jatka, 2000 jeńców sprzedał do
niewoli. Groził „ zmiażdżę wszelki opór” odniósł zdumiewający triumf, wg źródeł
stracił tylko 200 ludzi. Pokazał, że jest godny miana Achillesa. Persowie
wycofali się a Aleksander zajął Azję Mniejszą.
Po
zwycięstwie nie zrobił rzeczy oczywistej, nie ruszył na południe żeby zająć
porty nad Morzem Śródziemnym, tylko na wschód, do miasta Gordion. Wydaje się to
dziwne ? Nie dla Aleksandra. Pomyślmy o słynnym węźle gordyjskim. Według
legendy w pałacu królów Frygii, stał rydwan przywiązany do ziemi magicznym
węzłem, przez wieki nikt nie potrafił go rozwiązać. Przepowiednia głosiła, że
ten kto to zrobi zawładnie Azją. Aleksander nie oparł się pokusie, przybył do
Gordionu i stanął przed węzłem, lecz zamiast go rozwiązywać jak inni, wyjął
miecz i rozciął go jednym cięciem. To było jego
typowe podejście do problemów – rozwiązywał je siłą.
Opuścił miasto
pewien, że wkrótce zostanie panem Azji i ruszył na podbój świata. Zagarniał
starożytne kraje jakby był turystą , biorącym udział w wycieczce z biura
podróży. Tworzył swoją legendę, jego obraz pięknego bohatera równego bogom
przetrwała do dziś. Coraz mocniej wierzył, że jest kimś specjalnym. Gdy ktoś mu
stawiał opór, uznawał to za osobistą obrazę. Nie tylko pokonywał przeciwnika,
ale go masakrował, przy okazji ostrzegając resztę świata. Po zajęciu Egiptu i
koronacji na Faraona, Aleksander z grupą zaufanych ludzi ruszył na tajemniczą
wyprawę do oazy Siwa, był to 1000 kilometrowy marsz w głąb pustyni. Cokolwiek
było w oazie, musiał wierzyć, że warto ryzykować. Jego zdaniem było warto, był
to kolejny punkt na jego liście; Wyrocznia Ammona w oazie Siwa.
Przybył tu żeby
usłyszeć przepowiednie. Tutaj starożytni rozmawiali z bogami za pośrednictwem
kapłanów. Aleksander chciał uciszyć dawne pogłoski, że miał coś wspólnego z
zabójstwem ojca i czuł potrzebę publicznego oczyszczenia się z zarzutów,
zapytał czy winni zostali ukarani ? Kapłan odparł; „Tak, sprawa zamknięta”
Zadał jeszcze jedno pytanie, najważniejsze „Czy podbiję cały świat ?” Otrzymał
odpowiedź kiepską greką. Kapłan chciał powiedzieć „tak, drogi synu” ale że słabo
znał grekę, pomylił się i powiedział „Tak, synu boga” Aleksander opuszczał Siwę wierząc, że jest
Bogiem. Usłyszał to co chciał usłyszeć i wierzył w to co chciał wierzyć. Jego
megalomania nie znała granic, incydent w świątyni był muzyką dla jego uszu,
jeszcze bardziej wzmocnił jego narcyzm i poczucie wyższości. Teraz miał już
pewność, że jest bogiem, nadszedł czas by wypróbował swoją moc na starym wrogu,
królu Persów Dariuszu.
Tym razem starcie odbyło się pod Gaugamelą. Dariusz miał
ćwierć miliona żołnierzy, Aleksander pięciokrotnie mniej, ale się tym nie
przejął, chciał zmierzyć się z wrogiem i raz na zawsze rozstrzygnąć kto ma
władać Azją. W listopadzie 331 r. p.n.e. Macedończycy i Persowie stoczyli
morderczy bój. Armia Macedońska była najlepsza , nikt jej nie mógł sprostać a Aleksander
był militarnym geniuszem. Dzięki genialnej taktyce i falandze roznieśli wojska
Dariusza w pył.
Po klęsce pod Gaugamelą Persowie zaprzestali oporu, Aleksander
został władcą państwa – był najpotężniejszym człowiekiem na świecie, ale władza
uderzyła mu do głowy i miał drogo zapłacić za swoją arogancję – ale o tym w następnym
poście.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz