środa, 10 listopada 2021

Zeus żyje!!! Jest wśród nas. Cz.2

   Po ujrzeniu pięknej kapłanki nic nie mogło zmusić Zeusa do opuszczenia Czarnej Góry. Zgromadzenie bogów na tesalskim Olimpie musiało zostać przełożone. W rzeczywistości chciał spaść na wysepkę u podnóża Wielkiej Góry, jak orzeł atakujący zająca, którego widział z góry. Ale nie odważył się, ponieważ była to ziemia Afrodyty, sanktuarium innej bogini. Sam uchwalił to prawo. Szybko więc wezwał Afrodytę i poprosił ją, by ofiarowała mu swoją kapłankę, chciał ją nauczyć prawdziwej radości życia i wymazać z jej oczu ciemne plamy melancholii. Ale Afrodyta była nieprzejednana, nie pozwoliła mu zakłócić porządku w swoim sanktuarium. Żaden inny bóg, oprócz niej, nie miał władzy nad piękną Kefalońską kobietą, podczas jej kadencji. Nawet ojciec bogów, Zeus. Musiał i powinien był chronić niewinną dziewczynę, dopóki należała do niej. Bo ludzie w kontaktach z bogami nie mają żadnych szans, nie mają wolnej woli, więc nie ma ich winy. Ale w kontaktach międzyludzkich jest inaczej.

Afrodyta 

  Zeus usłyszał to i spędził cały miesiąc na poszukiwaniach mężczyzny, który byłby na tyle przystojny i czarujący, by mógł w czasie następnej ceremonii uwieść biedną dziewczynę i żeby ona, z własnej woli,  złożyła taką samą ofiarę na ołtarzu miłości. Ale bez względu na to, jak długo szukał nie znalazł w całej Grecji piękniejszego młodzieńca od rybaka z wioski Pessada - na którego również ukradkiem zerkała młoda Pessadianka. Swoją ulubioną sztuką transformacji, przekształcił się w pięknego młodzieńca. Skopiował jego każdy, najdrobniejszy szczegół i w rezultacie wyglądał dokładnie tak, jak rybak, który tyle razy widział dziewczynę leżącą w upalne popołudnia na plaży lub wracającą z nocnego łowienia ryb, robiącą żagle i sieci. Nieliczne strzępy zwisające z jego ubrania wyglądały na nim jak klejnoty, a przez nie przeświecała prawdziwie boska dusza... I tak bóg zstąpił na Ziemię.

  Gdy w drugim miesiącu nadszedł dzień złożenia ofiary i kapłanka ponownie udała się na wyspę, on również tam popłynął. Mieszkańcy Pessady, którzy żyli z codziennego trudu, nie mogli co miesiąc uczestniczyć w ceremonii. Po południu dziewczyna otrzymała kwiaty, święty olej i drewno i łodzią swojego ojca sama popłynęł na wyspę Afrodyty. Przemieniony Zeus już tam był, przywiązał jej łódź do swojej, aby dziewczyna nie mogła odpłynąć. Ta usiadła znowu, jak za pierwszym razem na schodach świątyni, oglądała zachód słońca, zagubiona w nieskończoności. 

   Straciła świadomość tego, co dzieje się obok niej i nawet nie zauważyła, kiedy pojawił się mężczyzna z kręconymi włosami o uśmiechniętej twarzy, pięknych oczach i marmurowym ciele. A ten szeptał jej do ucha piękne słowa, spokojnie i melodyjnie jak fale rozbijające się o skały:

- Wrzuć mnie z powrotem do śmiertelnej otchłani, jeśli twoje serce to zniesie, bo mój los należy do ciebie i trzymasz go w swoich rękach.

Nie odepchnęła go, ale drżąc i płacząc ze zdenerwowania i zaskoczenia, spojrzała na niego i zawołała:

-  Dlaczego mi to zrobiłeś; Dlaczego tu jesteś? Nie wzywałam ciebie.

Młodzieniec/Zeus opowiedział jej, jak to od wczesnego świtu łowił ryby, ale nie złowił ani jednej. Wstydził się wrócić z pustymi rękami. Miał więc nadzieję, że uda mu się złowić coś w świetle księżyca. Przez kolejne godziny odpoczywał wśród skał i nie pomyślał, że tego dnia będzie ceremonia na wyspie, przysięgał, że nie miał złych zamiarów i że nie chciał jej skrzywdzić. Dziewczyna przesunęła się i zrobiła miejsce obok siebie aby bóg mógł usiąść i odpocząć, nie wydawała się już wystraszona ani nie płakała, wręcz przeciwnie, była zadowolona z jego towarzystwa. Usiedli więc pod figurą coraz życzliwiej uśmiechającej się Bogini - dwójka najpiękniejszych dzieci całej Greckiej Ziemi. 


   Dwie postaci i posąg przybrały złoty kolor od ostatnich promieni słońca. Ich szczęśliwe dusze promieniowały na ich twarze takim blaskiem, jaki odbijał się w marmurze. Fioletowy kolor opadł wokół nich na falujące morze a niebo okryło ich jak welon. Księżyc w pełni zaczął wschodzić i dał życie posągowi Afrodyty. Teraz wydawała się ironicznie uśmiechać, gdy dziewczyna opowiadała historie ze swojego dzieciństwa, a on, jak Odyseusz, opowiadał jej o wszystkich cudach i dziwnych rzeczach, jakie widział, podczas swoich podróży. Drżała, gdy opowiadał jej przerażające historie o Scylli i Charybdzie i bała się Cyklopa. Zaczęło się ochładzać, zerwała się bryza a niebo było zachmurzone. Przyciągnął ją więc do siebie i ogrzał ciepłem swojego ciała i pełnymi miłości i namiętności pocałunkami. 


   Następnego ranka kapłanka była nieco zakłopotana, rumieniła się karmiąc gołębie ale gdy on wypływał w morze, aby łowić ryby, a ona przygotowywała się do powrotu, zawołała do niego z niewinną, namiętną szczerością kobiet z południa:

- Nie zapomnij, w przyszłym miesiącu uroczystość odbędzie się ponownie i znów spędzę tu noc.

I nie zapomniał. I pamiętał to dokładnie co miesiąc przez dziesięć kolejnych miesięcy.

Ale jedenastego wszystko się zmieniło ….

O tym co się zmieniło, dowiecie się w kolejnym ostatnim poście. Cdn.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz