Mówiąc o starożytnych Olimpiadach mamy na myśli piękną ideę współzawodnictwa, szlachetną rywalizację, zasady fair play etc. to wszystko prawda, ale ludzie od zarania dziejów są tylko ludźmi, a chęć zwycięstwa za wszelką cenę, zarówno dawniej jak i dziś popycha niektórych sportowców do zachowań niezgodnych z etyką sportową. Mam tu na myśli doping, który wcale nie jest wynalazkiem naszych czasów, a dokładniej....
Doping pojawił się na greckich stadionach olimpijskich dopiero po bratobójczej
wojnie peloponeskiej (431-404 p.n.e.), wcześniej – od niepamiętnych czasów, nikomu by nawet przez
myśl nie przeszło, żeby oszukać sędziów. Jednak po prawie trzydziestoletniej
wojnie domowej, nie zabrakło osób poszukujących prestiżu, uznania i sławy
dzięki zwycięstwu na igrzyskach – najlepiej Olimpijskich.
To w tym właśnie
czasie pojawiają się zawodowi sportowcy. Najbardziej znany lekarz starożytności, ojciec współczesnej medycyny Hipokrates, widząc co się zaczęło dziać w sporcie, zakwestionował uznawaną do tej pory za prawdę
sentencję „W zdrowym ciele zdrowy duch” i zaczął nauczać, że to nie sport jest
gwarantem zdrowia, ale odpowiednia dieta, sen i umiar w seksie.
Hipokrates
Pół
wieku później Arystoteles opisał widoczne rezultaty mięsnej diety (zastąpiono
nią dietę śródziemnomorską), której
poddawani byli sportowcy: „zdeformowane twarze, które przypominają zwierzęta” i
uważał że długie codzienne ćwiczenia nie pomagają w zachowaniu zdrowia i harmonijnego
piękna (co było celem pierwszych olimpijczyków) a wręcz przeciwnie często
szpecą twarz i ciało sportowców.
Arystoteles
W
Olimpii kontrole były bardzo ostre i szczegółowe, ale pojawiają się pierwsze
„suplementy diety”, zaczęło się niewinnie od koktajlu z miodu i fig, sportowcy
poszli jednak dalej, uznaniem cieszyło się mięso z byka - od zarania dziejów był w Grecji symbolem siły - bulion z jego krwi, a
co odważniejsi pili mocz, tych zwierząt,
wierząc że ten zawiera substancje, które dodadzą im krzepy. Idealnym pokarmem dla
sportowca przed walką było mięso z koguta, który przeżył walkę kogutów, bo miało
ono podnieść poziom testosteronu. Znany jest przypadek zapaśnika, który
przekonany że cała siła byka skupia się w jego organach płciowych (które
notabene są bogate w testosteron) wykastrował wszystkie byki w okolicy i
skonsumował ich jądra wierząc, że dzięki temu pokona wszystkich przeciwników.
Podczas
Igrzysk Olimpijskich w III w. p.n.e.
zawodnicy starali się zwiększyć „wydajność” za pomocą grzybów, lekarze
pomagali w przygotowywaniu odpowiednich mikstur a kucharze piekli chleb o
właściwościach przeciwbólowych.
Wkrótce
pojawia się jednak doping w pełnym tego słowa
znaczeniu, a mianowicie mieszanka wina i strychniny (trucizna, ale w
małych ilościach działa jako stymulator). Oczywiście atleta przyłapany na stosowaniu
strychniny był dyskwalifikowany. W
I w. p.n.e. greccy biegacze pili tajemniczy napój ziołowy aby zwiększyć swoją
wytrzymałość na długich dystansach.
Za
czasów rzymskich mieliśmy do czynienia, łagodnie mówiąc, ze złagodzeniem barier moralnych
i wtedy doping był prawie legalny. Koniom wyścigowym podawano rodzaj miodu
pitnego (napój alkoholowy, produkowany w procesie fermentacji alkoholowej
wodnego roztworu miodu), o tym jak był skuteczny może świadczyć fakt, że
podawano go także żołnierzom przed walką.
Greccy sportowcy w tym okresie, w
celu zwiększenia masy mięśniowej pili wyciąg z rośliny „ypuris” - rodzaj
paproci, było to ważne szczególnie dla zapaśników, którzy żeby zwyciężyć musieli
rzucić przeciwnika trzy razy na ziemię i masa ich ciała miała tu podstawowe
znaczenie.
Trudno
dziś znaleźć więcej informacji na temat dlatego, że cała „wiedza o dopingu”
została skrzętnie ukryta przez ówczesnych kapłanów.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz