„ Życiem ludzkim ci dwaj władają tyrani: Nadzieja i
Strach, kto jedno i drugie wyzyskać
potrafi, w krótkim bardzo czasie do bogactw dojść może” (Lukian)
Jak
świat długi i szeroki i jak długo istnieje, zawsze i wszędzie niepokój ludzi
budziły niezwykłe i niezrozumiałe zjawiska przyrody - tajemne moce. Usiłowano wytłumaczyć
niepokojące sny, wierzono w pojawianie się duchów osób zmarłych, przede
wszystkim jednak próbowano spojrzeć w przyszłość, potrzeba poznania tego co
niesie los, była w starożytnej Grecji wręcz obsesyjna. Wróżbici i wyrocznie
cieszyły się dużym zaufaniem i uznaniem, to u nich szukano porad dotyczących życia prywatnego jak i w sprawach publicznych i państwowych.
Najszerszy
zasięg miały wyrocznie, które były przy świątyniach – głównie Apollina, do
których zwracano się zarówno w sprawach osobistych ale głównie w sprawach większej
wagi, aby za pośrednictwem kapłanów uzyskać odpowiedź od samego boga.
Królewscy
wysłannicy z przyległych krain szukali u wyroczni rady w tak ważnych kwestiach,
jak na przykład; gdzie zbudować nową świątynię, albo czy rozpocząć wojnę.
Najstarszą grecką wyrocznią była wyrocznia Zeusa w Dodonie, gdzie kapłani
przepowiadali przyszłość wsłuchując się w szum liści świętego dębu i szum źródła płynącego u jego stóp.
Najsłynniejszą jednak była wyrocznia w Delfach z wieszczką-kapłanką Pytią.
Pytania zadawano kapłanom, ustnie lub na piśmie, oni z kolei przedstawiali je Pytii,
która zasiadała na trójnogu i odurzała się wyziewami wydobywającymi się ze
szczeliny, znajdującej się w podziemiu świątyni. Będąc w transie, wypowiadała
urywane, nie zawsze zrozumiałe zdania, a kapłani układali z nich odpowiedzi, oczywiście
w wielu wypadkach, zwłaszcza gdy chodziło o sprawy państwowe czy społeczne,
odpowiednio dostosowywali odpowiedzi do sytuacji - mieli własną służbę informacyjną i bardzo
dobrze orientowali się w sytuacji politycznej i stosunkach społecznych.
Sztuka
wróżbiarska —manteia — cieszyła się ogólnym zainteresowaniem i
szacunkiem, ale też były różne jej poziomy, i tak obok wyroczni działali
wszelkiej maści wróżbici, wieszczki, wykładacze snów. Zawodowi, doskonale wykształceni wróżbici pracowali dla władców,
natomiast zwykli służyli każdemu, kogo było na nich stać.
Występowały wówczas dwa rodzaje wróżbiarstwa:
sztuczne i naturalne.
Sztuczne, polegało na odczytywaniu znaków
pojawiających się na niebie i na ziemi i ich interpretacji – choć istniały pewne
ustalone sposoby odczytywania tych znaków, niewątpliwie nieraz dopuszczano się
do fałszowania wróżb. Istniały różne
metody wróżenia sztucznego, najbardziej rozpowszechnionym było wróżenie z lotu,
krzyku i zachowania się ptaków.
Pojawienie się tych, które były związane z jakimś bóstwem uważano za wróżbę pomyślną , np.
orzeł — był posłańcem Zeusa, kruk — Apollina, sowa, wrona — Ateny itp. Brano pod uwagę
kierunek lotu ptaka (ustawiano twarz do północy, gdy ptak przelatywał z zachodu
na wschód, był to znak pomyślny, zaś ze wschodu na zachód jako niepomyślny) wróżbita
znał także nasilenie głosu ptaków, gdyż i ono miało jakieś, wróżbicie tylko
znane, znaczenie.
Sławą w tej dziedzinie okrył się Kalchas, uważany za potomka
Apollina, trafnie zinterpretował znak dany od Zeusa przed wyprawą na Troję. Kiedy
Achajowie składali ofiarę bogom przed rozpoczęciem oblężenia, spod ołtarza
wypełzł wąż, wspiął się na pobliskie drzewo i pożarł znajdujące się w gnieździe
osiem piskląt i ich matkę. Następnie wąż zamienił się w kamień. Znaczyło to, że
Achajowie będą bezskutecznie oblegać mury Troi przez dziewięć lat i zdobędą je
dopiero w dziesiątym roku – i tak też się stało.
Oprócz ornitomantyki –
bo tak nazywała się ta technika wróżenia, wróżono z wnętrzności zwierząt,
szczególnie wątroby, gdyż każda jej część miała swoje znaczenie, ze sposobu i
kierunku unoszenia się dymu, zarówno przy spalaniu ofiar jak i kadzidła, z
zachowania się kur przy jedzeniu, z zachowania się ryb w wodzie, ale
rozszerzano ten rodzaj wróżenia na inne stworzenia: węże, jaszczurki, myszy,
pająki i inne, ze sposobu palenia się drewna, z płomieni, kierunku, w jakim
unosił się dym itp.
Wróżono również ze
znaków atmosferycznych (błyskawice, grzmoty itp.), z ruchów przedmiotów, z
ruchów kosza lub pierścienia zawieszonego na nitce (sposób znany i
dzisiaj), a także z kostek do gry, obserwowano odruchy człowieka, poszczególne
słowa, a nawet dzwonienie w uszach lub kichnięcie i odpowiednio je interpretowano,
wróżono z linii dłoni, co utrzymało się do dnia dzisiejszego, z cyfr, liczb, z
ich układów. Były cyfry szczęśliwe — jak siódemka, liczba Apollinowa a potem pitagorejska,
a także trójka i dziewiątka. O stosunku starożytnych do „trzynastki" nic
nie wiemy.
Obok oficjalnych, uznanych
i szanowanych wróżbitów, pojawiali się ludzie obdarzeni jakoby szczególnym
darem jasnowidzenia, robienia cudów itp. reprezentujący tzw. wróżenie naturalne i wtedy
powstawała trudność w odróżnieniu człowieka, który istotnie posiadał jakieś
szczególne zdolności, od cudotwórcy — szarlatana.
Jedną z takich postaci
był Apoloniusz z Tiany, filozof i mag, cudotwórca
i prorok, żyjący w czasach cesarstwa rzymskiego, uznawany przez niektórych za
pośrednika między bogami i ludźmi. Apoloniusza otaczała legenda, w której
trudno oddzielić prawdę od fantazji. Satyryk Lukian z Samosat żyjący 100 lat później wystawia
mu bardzo niepochlebną opinię, dodając dosyć ostre epitety. Pisze że to
obrzydliwy szalbierz, który próbuje naśladować Pitagorasa, jego dokonania
nazywa kuglarskimi i aktorskimi. Apoloniusz według niego to fałszywy wróżbiarz,
manipulant, deprawator i oszust, który rzekomo
mówił kilkoma językami, chociaż się ich nigdy nie uczył, chodził po wodzie,
latał w powietrzu, wskrzeszał zmarłych, wypędzał demony itp.
Jednym słowem wykorzystywał
swą wiedzę i używał „jakichś sztuczek", by zyskać sobie popularność,
Apoloniusz z Tiany
Wkrótce Apoloniusz
znalazł godnego siebie wspólnika – Aleksandra z Abonuteichos.
Aleksander, jak pisze
Lukian, w szalbierstwach przeszedł mistrzów, a „kiedy —zeszły się ze sobą dwa
śmiałki... do łotrostw pochopne, wykombinowali sobie bez trudu, że... zarówno
dla bojącego się, jak i dla spodziewającego się, znajomość przyszłości w
najwyższym stopniu potrzebna jest, i pożądana, że w ten sposób i Delfy kiedyś
porosły w bogactwa, i Delos, i Klaros, gdyż ludzie przez tyranów — Nadzieję i
Strach — nękani świątynie te tłumnie nawiedzali, tu o przyszłość dowiedzieć się
pragnęli i w tym celu hekatomby składali, złote szaty w ofierze
znosili..."
"Charakter owego
Aleksandra — jak pisze Lukian dalej — był najdziwniejszą mieszaniną kłamstw,
podstępów, krzywoprzysięstw, matactw; lekkomyślny, śmiały, ujmujący, budzący
zaufanie, umiejący zręcznie maskować się... To pewne, że nie było człowieka,
który by pierwszy raz zetknąwszy się z Aleksandrem, nie rozstał się z nim z
przekonaniem, że jest to najzacniejszy z ludzi, najskromniejszy, a także
najprostszy i bezpretensjonalny". Czyż nie są to cechy stałe, które
utrzymały się poprzez wieki przy spryciarzach-oszustach?
Lukian z Samosat
Lukian szczegółowo
opisuje szereg szalbierstw Aleksandra. Opisy te świadczą o bezgranicznej
naiwności ludzkiej, która jest trwała i
niezniszczalna, oto jedno z nich; chcąc zwrócić na siebie uwagę tłumów,
odrywał rolę nawiedzonego świętym szałem, co na widzach robiło wrażenie czegoś
nadnaturalnego, w takim udanym ataku toczyła mu się z ust piana; typowy objaw
ataku, ale wywoływał ten efekt sztucznie „żując korzeń rośliny farbiarskiej,
strution". Oprócz tego występował w roli wyroczni; zbierał pytania
zapisane na tabliczkach, te były zawiązane i opieczętowane. Miał swoje sposoby
żeby pieczęć usunąć i nieuszkodzoną z powrotem nałożyć…. Wyznaczona też była
taksa za każdą wyrocznię: drachma i dwa obole. Ale nie należy sądzić, że była
ona niska, a dochód z tego przedsięwzięcia mały. Dochodził on siedemdziesięciu
do osiemdziesięciu tysięcy drachm rocznie, „gdyż ludzie tak byli nienasyceni,
że po dziesięć i po piętnaście zamawiali odpowiedzi”
Poza wiarą we
wróżbitów, wieszczków, wyrocznie, oficjalnie przez religię i państwo uznane i
nawet nakazane - poza wiarą w cuda dokonywane przez szalbierzy, cudotwórców w rodzaju Aleksandra - pozostaje
jeszcze wiara w zabobony, często ludowa, lokalna, przechodząca z pokolenia na
pokolenie, wiara w moc uniknięcia nieszczęścia przez unikanie jakichś znaków
albo przez zapobieganie im w naiwny, prymitywny sposób. I znowu możemy
stwierdzić, zabobon jest wieczny, zabobon nie umiera.
I tak dla Greka złą
wróżbą było jak przebiegła mu drogę łasica, dzisiaj łasicę zastąpił czarny kot.
Czwarty i dwudziesty czwarty był feralnym dniem miesiąca. O takich właśnie
zabobonach pisze Teofrast grecki uczony i filozof, uczeń i przyjaciel
Arystotelesa.
„Bez
wątpienia uważać można zabobonność za lęk przed czynnikami nadprzyrodzonymi. A
człowiek zabobonny to ktoś taki, kto np. jeśli mu łasica przez drogę
przebiegnie, nie ruszy się z miejsca, dopóki ktoś inny go nie wyminie, albo
dopóki trzech kamieni na drogę nie rzuci. Zobaczył węża w domu: jeśli to wąż
brunatny, Sabadzajosa (bóg, syn Zeusa i Persefony) wzywa, jeśli zaś wąż święty, natychmiast
stawia w tym miejscu ołtarz. ...Niech no mysz przegryzie dziurę w worku z mąką,
już śpieszy do wróżbity, pyta, co ma robić. A skoro ten mu radzi, żeby dał
worek załatać do rymarza, nie chce słuchać, tylko pędzi składać przebłagalną
ofiarę. ...Kiedy gdzieś w drodze usłyszy wołanie sowy, przerażony „Atena
potężniejsza" woła i uchodzi. A kiedy mu się coś przyśni, pędzi do
wykładaczy snów i do wieszczków, i do tych, co z lotu ptaków wróżą, i zadręcza
ich pytaniami, do którego boga się modlić albo bogini. ...Na widok obłąkanego
lub epileptyka otrząsa się i spluwa w fałdy płaszcza" (Teofrast,
Charaktery XVI).
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz