sobota, 27 czerwca 2020
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Ostracyzm – tarcza ochronna demokracji czy narzędz...
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Ostracyzm – tarcza ochronna demokracji czy narzędz...: Kiedy Klejstenes ustanowił w Atenach państwo demokratyczne, pamięć o tyranii Pizystrata i jego synów Hippiasza i Hipparcha była wciąż ś...
Ostracyzm – tarcza ochronna demokracji czy narzędzie polityczne ?
Kiedy
Klejstenes ustanowił w Atenach państwo demokratyczne, pamięć o tyranii Pizystrata
i jego synów Hippiasza i Hipparcha była wciąż świeża. Strach przed obaleniem
nowo utworzonego ustroju demokratycznego był najsilniejszą i najgłębszą
motywacją do ustanowienia procedury ostracyzmu - wygnania.
Hippiasz tyran Aten
Według
Arystotelesa, w wyniku procesu ostracyzmu, Ateńczycy usuwali ze swojego miasta,
każdego, kto zyskał większy wpływ niż
powinien, albo z powodu bogactwa, albo z powodu rozległych znajomości. Kiedy
Ateńczycy wydalali kogoś, nie karali go za żadne przestępstwo - w końcu
przestępstwa były sądzone przed sądami. Był to środek zapobiegawczy w celu
zmniejszenia ryzyka powrotu tyranii.
Procedura
odbywała się co roku, wczesną wiosną na obradach eklezji (Zgromadzenia
Ludowego), pod warunkiem, że na poprzednim spotkaniu zdecydowali, że chcą kogoś
skazać na wygnanie. Obywatele pisali na skorupce (kawałku ceramiki) imię osoby,
którą chcieli wydalić z miasta i wrzucali do zbiorników z wodą. Jeśli czyjeś
imię zostało zapisane na ponad 6000 skorupach, wówczas obywatel ten musiał
opuścić miasto w ciągu dziesięciu dni.
„Wygnaniec”
mógł wrócić po dziesięciu latach i kontynuować swoje życie w mieście, ponieważ
jego własność pozostawała nienaruszona. Często zdarzało się, że Ateńczycy ściągali pewne osoby z wygnania, gdy
potrzebowali ich pomocy czy usług. Przez lata wygnanie było używane przez
partię rządzącą jako narzędzie. Był to dobry i całkowicie legalny sposób na
pozbycie się przeciwników politycznych.
Jednym
z pierwszych „przypadków” ostracyzmu był Arystydes.
Ateńczycy
uwielbiali go za jego uczciwość i dlatego nadali mu przydomek „sprawiedliwy”.
Był konserwatywnym przywódcą frakcji chłopskiej, której członkowie służyli jako
hoplici w armii. Jego oponentem był wielki Temistokles, przywódca frakcji
wspieranej przez biednych ateńskich obywateli - członków niższej klasy, którzy
służyli w marynarce wojennej. Polityczną wizją Arystydesa był rozwój gospodarki
wiejskiej i osiągnięcie trwałego pokoju ze Spartą, z czym nie zgadzał się Temistokles.
Ateńczycy
zostali przekonani do wygnania sympatycznego generała, ponieważ uwierzyli, że
dla dobra swojego miasta muszą poprzeć plan Temistoklesa, który polegał na
wzmocnieniu potęgi morskiej Aten. Arystydes ze swoimi konserwatywnymi pomysłami
stanowczo sprzeciwiał się temu programowi, no więc Ateńczykom nie zostało nic innego jak tylko wyrzucić go z polis. Przeprowadził
się na Eginę, ale przebywał tam tylko 3 lata, bo Temistokles wezwał go spowrotem i dwaj
mężczyźni współpracowali podczas bitwy morskiej pod Salaminą, a w 479 r p.n.e.
Arystydes został ponownie wybrany generałem i poprowadził bitwę pod Platejami.
Ostracyzm nad Arystydesem
Dziesięć
lat później nadszedł czas kiedy wielki Temistokles, zobaczył swoje imię na skorupach. Tym razem Ateńczycy zostali przekonani przez Kimona, który prowadził
politykę pojednania ze Spartą. I paradoksalnie to nienawiść jaką żywili do
niego Spartanie była głównym powodem wypędzenia go z Aten. Temistokles
zagroziłby dobrym, ale kruchym, relacjom dwóch potężnych miast, a to z kolei
uniemożliwiłoby wyzwolenie greckich polis w Azji Mniejszej, spod perskiego
jarzma. Kimon przekonał Ateńczyków do swojego programu politycznego i 473 r
p.n.e. Temistokles został wygnany. W podjęciu decyzji pomogła plotka, jakoby ten, we współpracy z Pauzaniaszem, przeszedł do tajnych negocjacji z
Persami, by zrealizować swój plan absolutnej dominacji w Atenach. Biorąc pod uwagę
nieprzewidywalny i ambitny charakter Temistoklesa, Ateńczycy obawiali się, że
jeśli go nie powstrzymają, nie będą już w stanie go kontrolować.
Temistokles
osiedlił się w Argos, skąd zmuszony był wyjechać ze względu na wrogość Spartan.
Koniec końców wylądował na dworze króla perskiego, Artakserksesa, który zapewnił
mu dochody z trzech regionów Azji Mniejszej, a co za tym idzie dostatnie życie.
Przed królem Perskim
Uważa
się, ze Temistokles zmarł z powodu choroby ale inna wersja mówi, że wypił
truciznę, gdy król perski poprosił go o pomoc w stłumieniu rewolucji egipskiej,
ponieważ byłoby to ze szkodą dla Aten.
Kimon
pozbył się Temistoklesa ale niestety sam nie uniknął klątwy skorupy - jakbyśmy
dzisiaj sparafrazowali znane powiedzenie kto „skorupą wojuje od skorupy zginie”.
Upadek
przyniosła mu wyprawa w 462 p.n.e., w której oddziały piechoty ateńskiej miały
wspomóc Spartę w walce ze zbuntowanymi helotami, głównie z Mesenii. Kimon
przekonał Zgromadzenie do tej akcji i wyruszył do Mesenii na czele 4 tysięcy
hoplitów. Ekspedycja zakończyła się jednak fiaskiem, ponieważ Spartanie
nieoczekiwanie doszli do wniosku, że prodemokratyczne nastroje wśród żołnierzy
ateńskich mogą być niebezpieczne, i odesłali ich do domu, co wywołało oburzenie
Ateńczyków, które mogło się zakończyć tylko w jeden sposób – wygnaniem Kimona.
Wbrew
pozorom reputacja tych trzech wielkich polityków nie została zniszczona, mimo
że zostali wyrzuceni z miasta. Ostracyzm nie był uważany za niehonorowy, podobnie jak
„banicja”, która była wyrokiem ostatecznego wydalenia i była nakładana po
procesie sądowym. Była to instytucja, która pozwalała obywatelom usunąć tego,
który w krytycznym momencie blokował - ze względu na swoją siłę czy pozycję - działania,
które uważali za konieczne. A kiedy ich decyzja okazała się błędna, łatwo przywoływali
delikwenta z wygnania. Frakcje mogły używać ostracyzmu jako narzędzia do
eksterminacji swoich przeciwników, ale nie mogli go użyć na własną rękę.
Musieli przekonać 6000 obywateli!
sobota, 20 czerwca 2020
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Argos, wierny pies Odyseusza - czyli piękna opowie...
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Argos, wierny pies Odyseusza - czyli piękna opowie...: Nie ma na świecie miłości, która trwa wiecznie. Jedynym wyjątkiem jest ta, którą obdarza nas pies. Historia Argosa, wiernego psa ...
Argos, wierny pies Odyseusza - czyli piękna opowieść o psiej miłości.
Nie ma na świecie miłości, która trwa wiecznie.
Jedynym wyjątkiem jest ta, którą obdarza nas pies.
Historia
Argosa, wiernego psa Odyseusza, jest jedną z najpiękniejszych i najbardziej
wzruszających opowieści w Odysei - homeryckim eposie. Jego niepowtarzalna
miłość do Odyseusza, słusznie uczyniła go symbolem wiecznego oddania, i choć
scena, w której występuje jest bardzo krótka, to jest naprawdę przejmująca.
Zaniedbywany przez całe dwadzieścia lat, przez bezdusznych ludzi, nie dostał
niczego, co z powody szlachetnej rasy i swoich zalet, powinien był otrzymać od
życia, zamiast tego leżał porzucony w oblazłym przez robactwo barłogu, słaby -
bo siły go już dawno opuściły - i cierpliwie znosił swoje ciężkie, pieskie życie. Żył
zwinięty w kłębek w ciemnym kącie, uparcie odmawiając opuszczenia świata, jakby jego
życie jeszcze nie zatoczyło kręgu, jakby jeszcze na coś – lub na kogoś – czekał, co da
mu sygnał do odejścia. To tak jakby czekał na kroplę szczęścia, która raz na
zawsze zmyje ból nagromadzony przez tyle lat, pozwoli udać się w ostatnią podróż a jednocześnie
usprawiedliwi i nada sens jego krótkiemu istnieniu na Ziemi.
Obraz Odyseusza. w którego rękach dorastał, wrył mu
się głęboko w pamięć. Tak głęboko, że nie opuścił go nawet na chwilę; ani w
przeszłości, ani w teraźniejszości. Zdeterminował całe jego
istnienie. Dopiero gdy duch jego „pana” stanie się ciałem, Argos
zostanie uwolniony. Wreszcie będzie mógł odejść w spokoju od zimnej obojętności
ludzi. Nadejdzie wyzwolenie i uzasadnienie sensu jego istnienia, na które czekał
tyle lat.
I bogowie go nie zawiedli. Odyseusz wrócił. Jego duch
w końcu stał się ciałem.
Oczywiście obcym ciałem, bo przemieniony był w
starca, ale Argos nie dał się oszukać. Natychmiast rozpoznał - tylko on
spośród tylu! - swojego „pana”, z daleka wyczuł jego zapach. Szczęśliwy
podniósł łeb, zamerdał ogonem i wykonał ruch, jakby chciał się do niego zbliżyć
i po raz ostatni otrzeć o jego stopy. Nie miał jednak sił potrzebnych do takiego
przedsięwzięcia. W chwili gdy Odyseusz i pastuch Eumajos przekroczyli próg
wielkiej sali … Argos wydał swoje ostatnie tchnienie.
Ironia losu ?! Kolejna nieodpowiedzialna
zabawa bogów ?! Czy może nieuzasadnione okrucieństwo poety ?!
Nic z tego.
Ta niemożność dojścia Argosa do Odyseusza, dla którego
przetrwał tak wiele lat, wycierpiał tak wiele, wynosi tę scenę – a wraz z nią
sztukę Homera – na niewyobrażalne wyżyny.
Tak silna miłość, jak miłość Argosa do Odyseusza i
Odyseusza do Argosa, nie potrzebuje bezpośredniego kontaktu fizycznego, aby
eksplodować i erodować tysiącami jasnych kolorów szary horyzont okrucieństwa i
obojętności. Wystarczy jej jeden ruch, jedno skinienie głową, jedno czułe
spojrzenie.
Argos wykonuje ten ruch. I Odyseusz go odwzajemnia.
Nie zbliżając się do niego - gdyby to zrobił, zdradziłby swoją prawdziwą
tożsamość co zagroziłoby zarówno jego planom, jak i jego życiu - ale patrząc na
niego i pozwalając, by łza spłynęła mu po policzku. Argos rozumie to swoim
nieomylnym „szóstym zmysłem”. Nie musi już próbować. W powietrzu czuje zapach,
który wydzielają silne uczucia jego „pana”, czuje na sobie jego tkliwe
spojrzenie, czuje ciepło jego łez otulających go jak ciepły koc zimą.
I umiera. Wyzwolony. Usprawiedliwiony. Pełen spokoju i radości, że znów zobaczył Odyseusza, uszczęśliwiony, że jego „pan” nigdy go nie
zapomniał i nigdy nie przestał kochać.
Być może, zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa jakim
byłoby jego rozpoznanie, Argos daje Odyseuszowi ostatni dowód swojego oddania.
Płonąc pragnieniem zbliżenia się do niego, dotknięcia go, trzyma się mimo tego z
daleka od niego, zamieniając ostatnie swoje tchnienie w płaszcz ochronny, który
okrywa Odyseusza.
Tego właśnie wymaga prawdziwa miłość i bezinteresowne
oddanie. I tak postąpił Argos dostarczając każdemu z nas, wyjątkowej lekcji
człowieczeństwa.
P.S. Jest to post ku pamięci Matyldy, która teraz –
chcę w to wierzyć - biega sobie z Argosem, po psiej krainie wiecznej szczęśliwości.
Pies złamie ci serce, ale tylko wtedy, gdy jego przestanie bić.
cdn.
sobota, 13 czerwca 2020
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Skąd się wzięły słonie bojowe na Peloponezie ?
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Skąd się wzięły słonie bojowe na Peloponezie ?: Może Wam się to wydać bardzo dziwne, ba wręcz nieprawdopodobne, że słonie brały udział w bitwach na terenie starożytnej Grecji i do te...
Skąd się wzięły słonie bojowe na Peloponezie ?
Może Wam się to wydać bardzo dziwne, ba wręcz
nieprawdopodobne, że słonie brały udział w bitwach na terenie starożytnej Grecji i do tego na Peloponezie – a jednak.
Słonie często były używane w
starożytności jako broń wojenna, głównie na otwartych przestrzeniach Azji i Afryki
Północnej, ale z wątpliwymi skutkami wojskowymi. Te pradawne "żywe czołgi", które
szerzyły panikę w armii przeciwników, często okazywały się zgubne również dla
swoich żołnierzy.
Możemy sobie łatwo wyobrazić
te ogromne zwierzęta, kiedy ogarnięte wściekłością, pędzą po rozległych równinach
Azji czy Afryki, miażdżąc każdego na swojej drodze. Ale czy potraficie sobie wyobrazić
armię słoni, w centrum Peloponezu, powoli schodzącą po stromych, pełnych
zakrętów drogach Megalopolis, albo stado ogromnych zwierząt z długimi kłami,
w zatłoczonych krętych uliczkach ufortyfikowanego greckiego polis?
Oczywiście trudno to
sobie wyobrazić ale takie sceny miały miejsce w burzliwej historii Grecji.
W 319 r p.n.e. podczas wojen diadochów o schedę po Aleksandrze Macedońskim, Poliperchon, wódz macedoński, prowadził kampanię na Peloponezie i próbował zdobyć Megalopolis z armią 65 słoni bojowych.
W 319 r p.n.e. podczas wojen diadochów o schedę po Aleksandrze Macedońskim, Poliperchon, wódz macedoński, prowadził kampanię na Peloponezie i próbował zdobyć Megalopolis z armią 65 słoni bojowych.
Polyperchon
Ledwo się pojawił, strach
i przerażenie ogarnęły peloponeskich wieśniaków, bo zobaczyli po raz pierwszy w życiu, wielkie, bestialskie zwierzęta a nie mieli pojęcia jak z nimi walczyć. Dzięki bogom, zostali
uratowani przez starego mężczyznę o imieniu Damis, który walczył z Aleksandrem
Wielkim w Azji, widział tam słonie i wiedział jak się przed nimi obronić. Damis pokazał miejscowym jak zrobić pułapki; w duże drewniane drzwi wbił długie gwoździe i zakopał je płytko w ziemi.
Podczas ataku obrońcy
Megalopolis celowo zostawili nie chronione przez nikogo trakty, na których czekały zasadzki.
Słonie wpadały w szczeliny i straszliwie raniły się w stopy. Większość zwierząt
pozostawała w bezruchu, dosłownie przygwożdżona
do podłoża i wyjąc z bólu czekała na śmierć.(żołnierze nie mieli innego wyjścia, nie mogli im pomóc, więc dobijali ranne zwierzęta).
Żaden
słoń tego nie przeżył, Poliperchon został pokonany a pola Magalopolis zamieniły
się w cmentarzysko słoni. (ich pozostałości odnajdywane są w okolicy do dzisiaj )
Również z powodu słoni, zły koniec miał wielki strateg, król Epiru Pyrrus (tak, tak, to ten znany z powiedzenia „pyrrusowe
zwycięstwo”, które powstało od jego imienia z powodu zwycięskich bitew
okupionych zbyt dużymi stratami)
Pyrrus przetransportował
słonie wojenne na Peloponez 47 lat po bitwie o Magalopolis, kiedy w 272 r p.n.e.
próbował zająć Spartę i Argos. W Sparcie napotkał na silny opór ze strony
starych mężczyzn, dzieci i kobiet - bo wojownicy w tym okresie walczyli na Krecie.
Pyrrus nie mógł tutaj wykorzystać swojej broni w postaci słoni, ponieważ
obrońcy wykopali olbrzymi rów dookoła miasta.
Oblężenie Sparty
W Argos sprawy wyglądały zupełnie
inaczej, bo jego ludzie znaleźli nocą otwartą, niezabezpieczoną bramę. Wszedł więc
do miasta z połową swojego wojska i połową słoni. Ale uliczki w Argos były tak
wąskie i poplątane, że słonie najpierw je zablokowały a potem ogarnęła je panika.
Zaczęły taranować wszystko wokół, deptać, miażdżyć zarówno wrogów jak i przyjaciół
czy cywilów mieszkańców miasta, wywołując niesamowite zamieszanie i chaos.
Pyrrus widząc, że zwierzęta nie dadzą rady opuścić miasta, wysłał wiadomość do swojego syna , który
czekał na zewnątrz z resztą armii, żeby ten zburzył część murów, co by im
umożliwiło odwrót. Niestety syn nie zrozumiał rozkazu - a może w całym tym
rozgardiaszu rozkaz przekręcono - i był przekonany, że jego ojciec jest otoczony i potrzebuje wsparcia, więc wraz ze swoimi żołnierzami i
resztą słoni wszedł do fortyfikacji. Połowa zwierząt chciała
wejść, a druga połowa chciała się stamtąd
wydostać, chaos rozprzestrzenił się na ciemne zaułki, a armia Pyrrusa zaczęła
zabijać i dziesiątkować własne zwierzęta.
Pyrrus widząc ogromną,
stłoczoną masę walczących ludzi, próbował zwołać ich do odwrotu, ale bezskutecznie
– hałas był taki, że żołnierze jego rozkazu
nie usłyszeli. W tej sytuacji chciał przynajmniej sam wydostać się z miasta.
Po drodze został
draśnięty włócznią, a zwracając się ku napastnikowi, spadł z konia ogłuszony
dachówką, którą rzuciła mu na głowę stara kobieta (według legendy bogini Demeter, która przybrała postać staruszki). Stracił przytomność ale został
rozpoznany przez jednego z najemników z armii króla Macedonii Antygona, który jak
tylko zdobył pewność, że król jednak przeżyje, odciął mu głowę.
I tak skończyła się "kariera' słoni bojowych na Peloponezie, bo jak widzicie szczęścia, zwycięstwa i chwały nikomu one nie przyniosły.
I tak skończyła się "kariera' słoni bojowych na Peloponezie, bo jak widzicie szczęścia, zwycięstwa i chwały nikomu one nie przyniosły.
cdn
sobota, 6 czerwca 2020
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Mroczne oblicze starożytności cz 2 - hazardziści, ...
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Mroczne oblicze starożytności cz 2 - hazardziści, ...: Piękny starożytny świat, który znamy z lekcji historii, opowieści o bogach i herosach czy stanowisk archeologicznych, miał – jak już pi...
Mroczne oblicze starożytności cz 2 - hazardziści, mordercy i gangsterzy
Piękny starożytny świat, który znamy z lekcji
historii, opowieści o bogach i herosach czy stanowisk archeologicznych, miał –
jak już pisałam w poprzednim poście – również swoje ciemne oblicze. W
starożytnych państwach-miastach czyli polis, istniała zbrodnia i podziemny świat
przestępczy; cały wachlarz wszelkiej maści
oszustów, hazardzistów, morderców i gangsterów. Tak, tak również starożytne
Ateny miały swoje gangi, wprawdzie bez motocykli, złotych łańcuchów na szyi,
spluw w kieszeniach i dialogów rodem z „ojca chrzestnego” ale również ówcześni gangsterzy
mieli swój kult i swoją - jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli - pop-kulturę.
Jeden z najbardziej znanych gangów nazywał się „Στητά
Πέη” czyli …proszę mi wybaczyć, ale w wolnym tłumaczeniu to „Sterczące
chuje” albo delikatniej mówiąc „stojące penisy” czy bardziej naukowo „penisy we
wzwodzie” – jak kto woli. Nie było to wcale
obraźliwe, wręcz przeciwnie, przebijała przez tę nazwę duma, miała podkreślać
siłę i męskość, każdego członka gangu. Tak więc „Sterczące chuje” i „Wszarze”,
inny gang, wdawali się zazwyczaj w kłótnie i bójki na ulicach Aten i w
burdelach, najczęściej dla pięknych oczu jakiejś prostytutki.
Był jeszcze jeden gang, bardziej brutalny niż dwa
poprzednie, Trivalloi (od nazwy starożytnego plemienia z Tracji), który
popełniał kradzieże, nie tyle spektakularne i zapewniające wielkie zyski, co
obrzydliwe i świętokradcze.
Przeszli do historii między innymi dlatego, że ukradli; świńskie
jądra - które były przeznaczone na ofiarę dla bogów przed zgromadzeniem, co wywołało
powszechne oburzenie - oraz jedzenie dla biednych mieszkańców polis, umieszczane
w świątyni Hekate, zawsze tuż przed początkiem każdego miesiąca, ostatniej nocy
bez księżyca.
Hekate
Oprócz wszelkiego rodzaju kradzieży i rozbojów miały
miejsce przypadki przemocy z obrażeniami ciała a nawet śmiercią. Na porządku
dziennym były brudne rozgrywki a nawet mordy między ateńskimi frakcjami, czy
jak byśmy dzisiaj powiedzieli partiami politycznymi.
I tak w 462 p.n.e.
został zamordowany Efialtes, przywódca Demokratów, niedługo później płatni
zabójcy wyeliminowali Frynicha (jednego z pierwszych znanych greckich
tragediopisarzy, aktora i polityka)– wprawdzie morderców złapano Ci jednak nigdy nie ujawnili zleceniodawcy.
Wielki
historyk Tukidydes zaraz po powrocie z wygnania, pod koniec V wieku, nagle
zniknął, według niektórych został zamordowany przez Ksenofonta pisarza,
historyka, oficera kawalerii, podczas rządów Trzydziestu Tyranów.
Polityk
i doskonały mówca (to ten, który się jąkał) Demostenes był oskarżony o zabicie
Nikodemosa z Afidnaios, zwolennika Evvoulosa, który był przywódcą partii
pokojowej i wielkim wrogiem Demostenesa.
Demostenes
Takie przykłady można mnożyć a skoro takie rzeczy działy się w życiu publicznym, możemy się domyśleć, że w
sektorze prywatnym sytuacja nie była wiele lepsza.
W
Atenach nie mogło zabraknąć spelunek i cieszących się złą sławą dzielnic. Bezpieczną
kryjówką dla przestępców była Megara - miejscowość oddalona ok. 40 km od Aten. Tam
znajdowali schronienie zarówno zbiegowie polityczni jak i niebezpieczni przestępcy, mający nie
uregulowane rachunki z wymiarem sprawiedliwości. Ale Ateny też miały swoje
szemrane dzielnice; Keramikos, Ieros Odos czy dzielnica portowa, gdzie znajdowały
schronienie i działały regionalne opryszki i gdzie kwitła przestępczość i nielegalny
hazard. Starożytni Grecy byli zapalonymi, namiętnymi hazardzistami. Grali w kości w miejscach,
które mówiąc delikatnie miały złą sławę, były po prostu spelunkami i tracili
często całe swoje majątki. Trudno się dziwić zamiłowaniu Greków do hazardu, skoro wierzyli w jego boskie pochodzenie. Przykład szedł z góry, zgodnie z
mitologią greccy bogowie - Zeus, Posejdon i Hades w celu sprawiedliwego
„podzielenia się” wszechświatem, zagrali w kości. I w ten sposób
Zeusowi przypadło niebo, Posejdonowi morza a Hadesowi podziemie.
Kolejną ich pasją były walki kogutów, przepiórek
i psów. Ich właściciele szkolili zwierzęta specjalnie w tym celu i podawali im przed walką czosnek i cebulę (?). Żeby walki
były bardziej widowiskowe, a co za tym idzie, obserwatorzy robili większe
zakłady, przywiązywano ptakom do pazurów metalowe szpony, żeby w ten sposób
mogły spowodować u przeciwnika śmiertelne obrażenia.
Ale
starożytni Grecy pokazują się nam również jako mistrzowie przekrętów i oszustw.
Znani bogaci ludzie nagle - na papierze – stawali się biedakami bez ziemi,
kapitanowie „tracili” statki, które były zabezpieczeniem dla banku na poczet uzyskanej
pożyczki, bankowcy sprzeniewierzali depozyty, które im powierzano, handlarze
zamiast kupować pszenicę od hurtowników w określonych ilościach, zgodnie z
wymogami prawa, stawali się paserami,
kupując z szemranych źródeł i bez
ograniczeń itd. itd. Istnieje niezliczona liczba przypadków, o których
możemy wspomnieć. Ale nie myślcie, że byli bezkarni, wręcz przeciwnie. Władze i ówczesna policja we współpracy ze scytyjskimi
łucznikami (dzisiejsi snajperzy), zawsze były gotowe interweniować wszędzie tam,
gdzie dochodziło do łamania prawa czy zamieszek.
Jednym z oddziałów policji miejskiej byli Agronomowie. Zajmowali się zapobieganiem przestępstwom finansowym, ustalaniem podatków od towarów a
także kontrolą jakości towarów. Byli odpowiedzialni za drogi, utrzymanie
domów i porządek publiczny. Inny oddział, tak zwana „Jedenastka”, miał za
zadanie aresztować i więzić winnych poważnych przestępstw kryminalnych, a w
razie skazania przez sąd na karę śmierci - wykonać wyrok.
Starożytność nie była więc rajem. I wtedy, jak i teraz, są ludzie wszelkiego rodzaju. Jeśli skupimy się tylko na nich, dojdziemy do
wniosku, że starożytna Grecja była miejscem, w którym kwitła wszelkiego rodzaju
przestępczość. Ale tak nie jest. Jak każda epoka i każde społeczeństwo, starożytność
miała swoją ciemną stronę, która nie różni się wcale od innych społeczeństw na
różnych szerokościach geograficznych na przestrzeni wieków.
cdn.
Subskrybuj:
Posty (Atom)